9 grudnia 2018 - Operacja: Czerwony Nos VIII - SFAT

Witajcie,
Jestem ojcem Montesa , chciałbym razem z synem i jego kolegą wziać udział w scenariuszu. Zatem MONTES, KIMON i
ja , pytanie- czy jest jeszcze miejsce?
Nie biorę udziału w niedzielnych spotkaniach i nie mam repliki (jeszcze) , czy moge liczyć na użyczenia repliki i okularów.

PROSIŁBYM O ZJAWIENIE SIĘ O DO GODZINY 0930-0940.



Wszystkie zgłoszenia do osób niezrzeszonych przyjęte.



Punkty już w ternie, w tym roku czeka was do odwiedzenia 40 lokacji.

W punkcie będzie znajdował się prezent do zabrania przez osobę, która będzie nosiła worek na prezenty.

Dodatkowo po zabraniu prezentu, lub po dotarciu w miejsce w którym prezent został już zabrany, można zdobyć punkt poprzez zrobienie zdjęcia kartki z kodem z przyłożonym do niego identyfikatorem, jak na zdjęciu poniżej.











7. Zasady trafienia i leczenie [Aktualizacja]


Drugie trafienie może leczyć zarówno MEDYK jak i DOWÓDCA.


• Osoba trafiona jest traktowana jako ranna. Pozostaje na swojej pozycji oznaczając się czerwoną szmatą (w nocy czerwonym światłem) i może jedynie wzywać pomocy (nie przesuwa się ani o metr, nie chowa itd).

Pierwsze trafienie może uleczyć inny gracz lub medyk.

Ranny gracz może zostać opatrzony swoim osobistym opatrunkiem. Opatrunek, w miarę możliwości, należy założyć na część ciała, w którą gracz został trafiony.
Po założeniu opatrunku gracz jest w pełni sprawny.


Drugie trafienie może uleczyć tylko medyk i dowódca.

Medyk/dowódca, w miarę możliwości, powinien założyć drugi opatrunek na trafioną część ciała.


Trzecie trafienie zabija gracza.



Witam miejsce się znajdzie, okulary mam zapasowe które jestem w stanie pożyczyć, repliki niestety brak.

Przypominam i zapraszam po zakończonym scenariuszu na ognisko.

Do Radzia
bardzo dziekuję za odpowiedz, dziękuję za przyjęcie zgłoszenia i okulary.

Może inni użytkownicy forum dysponują rezerwowa repliką , proszę się nie obawiać jestem ostrożny

Ja mogę replikę pożyczyć Ale trzeba mnie z centrum zgarnąć

Witam, na wstepie przepraszam za zamieszanie, ale niestety nie pojawimy sie jutro na strzelance gdyz syn nabawil sie kontuzji. Zycze milej gry i pozdrawiam.

Piotr

Proszę o dopisanie mnie do niezrzeszonych :slight_smile:

Poproszę do niezrzeszonych , jeśli jest jeszcze miejsce.

Również proszę o dopisanie do niezrzeszonych :slight_smile:

Dzięki za spotkanie i dobrą kiełbasę :smiley:
Znalazł ktoś może mida do kałaszka?

Turbo Ruchacz czemu masz nick @Mierny Marcin ? :mrgreen:

Podziękowania dla organizatorów za przygotowanie dobrego maratonu po wyznaczonych punktach.
Ponad 3500 kcal poszło i 12 km z buta , w tym kilkadziesiąt metrów na czterech, przesmykiem dla wiewiórek. :slight_smile:
Bardzo fajna i udana impreza.
Pozdrowienia dla wszystkich biorących udział w imprezie.

Szajba ale my nie szukaliśmy wiewórek ani drogi ewakuacyjnej, sprawdzalismy czy Zucho się zmieści :slight_smile:
Generalnie drużynowo dobrze bawiliśmy się, 21 punktów i 7 cukierków, było kilka niedociągnięć w sprawie stref włączonych ale było bardzo fajnie.
Piona!

Dzięki Pany za scenariusz, kilometry w nogach, plus dyganie świni. Potwierdzam, dało radę z M60 przejść przepustem dla wiewiórek :smiley:

Z naszego punktu widzenia impreza udana - dzięki raz jeszcze Radku. Mały trening w nawigacyjny zawsze się przyda. Tym razem prowadził nas Bober z t.Ch. Łącznie przeszliśmy ok 15-16 km, odwiedziliśmy 33 punkty oraz zebraliśmy 19 paczek, które tuż przed końcem koncertowo zajumała nam ekipa Tampona. Wpadliśmy w zastawioną przez nich zasadzkę, zrywając jednocześnie kontakt z dwoma innymi ekipami, tuż przy wiadukcie. Żeby było śmieszniej dokładnie 2 lata temu przeprowadziliśmy identyczną zasadzkę :slight_smile:. Więcej szczegółów wrzuci później Bober.

Co prawda AARa napisałem dla mojej ekipy, bo nikt poza mną nie mógł w tym terminie się zjawić.
Ale skoro słowo się rzekło, to proszę.
Bez ściemy i zbędnej dyplomacji - szczera relacja, jak wg mnie było:

After Action Report
OPERACJA: CZERWONY NOS VIII

Lokalizacja
Puszcza bukowa

Punkt startowy/końcowy
Parking przy leśniczówce

Czas
091000DEC2018-091600DEC2018

Skład / funkcja

  1. Bober / nav
  2. Gumiś / rto
  3. Grab / med
  4. Cyjan / 1ic
  5. Mivak / 2ic

WSTĘP

Grudzień mam obłożony różnymi przedsięwzięciami, więc jak mi się zwolnił weekend – pognałem na scenariusz ekipy SFAT.
Tzn Radzia – nazywajmy rzeczy po imieniu :stuck_out_tongue:

Nie robiło mi różnicy z kim, jak, gdzie. Bardzo mi za to zależało, żeby robić za nawigatora.
Tak sobie ubzdurałem, że chcę wyćwiczyć nawigowanie w terenie (z różnych powodów).
Więc teraz wszędzie, gdzie się da - nawigacja, nawigacja, no i wiadomo co - nawigacja :stuck_out_tongue:
Okazało się, że z przepełnionej w planach początkowych ekipy BROSów, w efekcie było ich na parkingu trzech.
Z radością mnie przygarnęli i pozwolili się prowadzić po mapie.

Ogólnie ludzi na scenariuszu było sporo. Naprawdę sporo.
Były ekipy nawet kilkunastoosobowe, ale nie wmuszano nam nikogo, Cyjan (1ic) też oznajmił na wstępie, że woli iść w małej ekipie i unikać kontaktów, niż się wymieszać z randomami i zwiększyć znacznie bezwładność grupy.
Każdemu pasowała ta opcja. Mi również.
Zresztą dali mi być nawigatorem, więc nic innego nie robiło mi żadnej różnicy :stuck_out_tongue:

SETUP

Na ten scenariusz przywiozłem ze sobą dwie repliki w samochodzie. Parasnajpę i M4 CQB.
Po przeczytaniu zasad nie widziałem sensu targania standardowej szturmówki, a już tym bardziej KMa.
W efekcie w teren wziąłem najmniejszą i najlżejszą M4 jaką posiadam.
W małej ekipie, nastawionej na unikanie kontaktów parasnajpa nie miała sensu na plecach, więc została w aucie.
Zostawiłem też pas, plejta i wszystko inne co zabrałem, bo potencjalnie mogło by się przydać, a na miejscu uznałem że w zaistniałych warunkach będzie tylko balastem.
Spakowałem pięć magów do chest-riga, radio i wsadziłem na plecy mały plecak z prowiantem + woda 1,5l.
Do tego nóż, dwa kompasy, notatnik, bandaże, czerwona szmata, telefon, itp.
Rano padało, więc ubrałem wysokie buciory HAIX + stuptuty + nakolanniki + poddupnik.
Przydały się (o czym później).
Do założenia na combat-shirta wziąłem opcjonalnie gruby polar i kurtkę z membraną (w efekcie polar nosiłem tylko połowę czasu ubrany, a kurtka cały czas została w plecaku, bo popadało odrobinę pod koniec tylko).

PAKIET STARTOWY

Dla mnie - spoko.
Wpisowe wynosiło 15 zł od osoby.
Wliczony był w to pakiet startowy, przygotowanie całości i ognisko po wszystkim.
W skład pakietu wchodziła mapa A4 w kolorze, włożona w koszulkę foliową i rzep białego koloru do oznaczenia rannego.
Ponadto med + 1ic dodatkowe rzepy (bo tylko oni mogli leczyć drugi postrzał).

ZADANIA

Na zbiórce każdy dowódca dostał kopertę (z informacją ustną, że otwieramy ją dopiero na punkcie startowym).
No i jeden worek czerwonego koloru na prezenty (z informacją, że mogą być one przenoszone wyłącznie w tym worku) dla każdej ekipy.

Naszym punktem startowym było znane dobrze skrzyżowanie.

O, to tutaj:


Org pokazał to palcem na mapie. Ale wystarczyło w zupełności.

Każda ekipa miała inny punkt startu, ale najprawdopodobniej całość była rozłożona równomiernie po skrzyżowaniach na krawędziach mapy.
Generalnie szliśmy z parkingu dość długo pomiędzy innymi ekipami, które gdzieśtam skręcały lub szły dalej.

Po dotarciu na punkt startowy, mieliśmy otworzyć koperty i skontaktować się z orgiem przez telefon.
Tak też zrobiliśmy.
Gumiś dzwonił i napisał SMS. Zero odzewu.
W środku białej koperty były dwa identyfikatory i trzy mapy z naniesionymi punktami do odwiedzenia.

Mapa z naniesionymi punktami wyglądała tak:


Uznaliśmy po jakimś czasie, że org zawalony jest robotą na wstępie, albo nie ogarnia kto do niego dzwoni i nie ma co zamulać.
Po odczekaniu jakiegośtam czasu ruszyliśmy realizować zadania.

PRZEBIEG GRY

Ruszyliśmy do najbliższego punktu, czyli na kierunek N-E.
3.png
Znaleźliśmy kartkę z kodem i zapakowany prezent.
4.png
Nie pamiętam, czy to dokładnie ten numer, ale mieliśmy zrobić fotkę z przyłożonym do numeru jednym z „identyfikatorów”. Zakładam, że po to, aby uniknąć pomysłu podzielenia się na jedno-dwuosobowe ekipy i obiegnięcia wszystkiego w godzinę.

Po odejściu od pierwszego punktu na mapie, Gumiś dostał SMS o treści „Gra start”.
Hmm. No cóż…
Czyli jednak mieliśmy stać na tym skrzyżowaniu aż tak długo i czekać na sygnał…

Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
W połowie gry wpadliśmy na pomysł, jak się zrehabilitować za nasze przewinienie: Odłożyliśmy pierwszy znaleziony prezent na jednym z odwiedzonych punktów i uznaliśmy, że teraz jest uczciwie z naszej strony.

Wracając do meritum…

Po przeanalizowaniu mapy, przyjęliśmy plan działania.

Plan był prosty i sensowny: Bujnąć się w prawy–górny róg mapy i sczyścić gęsto usiane punkty, zanim pozostałe ekipy tam dojdą.
Spoko.
Zeszliśmy do drogi brukowej i nią zaczęliśmy dziarsko maszerować w pobliże strzelnicy wojskowej.
Przynajmniej w teorii…
5.png
Szybko okazało się, że nasz plan nie jest idealny.
Napotkaliśmy jedną z ekip w oddali na swojej trasie przemarszu, więc nie myśląc wiele wskoczyliśmy w las ponownie.
Możliwe były regularne kontakty na całej trasie przemarszu, bo przed startem gry sporo ekip tam podążało.
Zmodyfikowaliśmy więc plan i szliśmy jednak łapiąc kolejne punkty po trasie dobranej tak, aby jak najszybciej obskoczyć prawy-górny róg mapy.
6.png
Tu szło dość sprawnie.
Jeśli do kolejnego punktu prowadziła droga leśna lub przesieka, szliśmy nią. Jeśli nie, maszerowaliśmy na azymut po najkrótszym możliwym odcinku między punktami.
Odległości nie były duże, a umieszczenie punktów w miejscach dostępnych, więc kompas prowadził nas jak po sznurku.

Na każdym odnalezionym punkcie wzbogacaliśmy się o kolejny zapakowany ładnie prezent.
Worek Mikołaja szybko nabierał gabarytów.

Pomiędzy punktem 5, a 6 napotkaliśmy kontakt!
Cztery postacie z zielonymi czapkami maszerowały pospiesznie drogą wzdłuż miejscówki „Prochownia” na nasz kolejny planowany cel podróży.
Byliśmy w dość dobrym położeniu, bo na górce.
Poruszali się pod kątem prostym w stosunku do naszego azymutu, więc wystarczyło zalegnąć i praktycznie jako niewidoczni przeczekać przemarsz przeciwnika.

Ryzykować wymiany ognia nie było potrzeby, ale w sumie ostatni dogodny moment, żeby to zrobić.
Zresztą 4 vs 4, to co innego niż 4 vs kilkunastu.
Odczekaliśmy, aż przeciwnik zniknął w lesie i ruszyliśmy dalej.
W razie ponownego ich napotkania mieliśmy plan zaatakować. Ale gonić za nimi nie było potrzeby.
Byliśmy trochę zrezygnowani obecnością innej ekipy na koordynatach kolejnego punktu, ale na wszelki wypadek poszliśmy sprawdzić lokację.


O dziwo – był prezent - nie ruszony.
Wtedy sobie przypomnieliśmy, że zielone czapki to skrzaty, elfy czy inne badziewie – tzn nie gracze, a pomocnicy orga.

No i wszystko jasne – unikać!
Nic do zyskania, sporo do stracenia.

Cofnęliśmy się odrobinkę do punktu nr 7, bo to nie daleko a i ryzyko niewielkie.
Potem szybciutko drogą leśną do punktów 8 i 9.
Maszerując dalej na wprost usłyszałem coś na górce. Po przekazaniu idącym w pewnym oddaleniu kolegom sygnału, zwiększyliśmy czujność i ostrożnie posuwaliśmy się naprzód.
Gdy kolejny punkt był już w zasięgu wzroku, dostrzegłem kontakt na szczycie pobliskiej górki.
Sygnał niewerbalny „przeciwnik” i wykonaliśmy sprawne wycofanie po własnych śladach, jakbyśmy się nagle nabawili chwilowej hiperkifozy czy innych takich ortopedycznych klimatów w stylu Golluma.
8.png
Po obejściu szerokim łukiem czyhającego na nas zagrożenia, kontynuowaliśmy pierwotny plan.
Musieliśmy się tylko obejść smakiem punktu, który prawie zaliczyliśmy :frowning:
Nie było to jednak warte ryzyka, więc niewątpliwie postąpiliśmy słusznie.

Trasa kolejnych punktów była podyktowana znacznym obniżeniem terenu przy punktach 14 i 15.
Zresztą nie potrzeba implementować algorytmu komiwojażera, żeby widzieć logikę obranej przez nas trasy.

Jak przystało na biblijną sławę liczby 13, wpakowałem się w bagno prawie po kolana.
Odtąd maszerowałem z niezbyt potrzebną wilgocią wewnątrz butów.
Całe szczęście Nepale w połączeniu ze stuptutami uratowały sytuację w sporym stopniu i nie było kompletnej tragedii.

Po punkcie nr 17 skończyło nam się miejsce w worku.
Dzięki temu wpadliśmy na pomysł jak naprawić sytuację z początku rozgrywki, gdzie niechcący wystartowaliśmy przed czasem, zdobywając jeden punkt nadmiarowo.
Zostawiliśmy pierwszą zdobytą paczkę w punkcie 17 i uznaliśmy, że teraz będzie sprawiedliwie.
Postanowiliśmy zejść nieco z trasy, odpocząć chwilę, zjeść coś i przeorganizować prezenty w worku.

Gumiś skontaktował się z orgiem, co w takiej sytuacji, gdy nie można przenosić prezentów poza workiem, a nam skończyło się w nim miejsce.
Usłyszał, że nie przewidziano takiego obrotu spraw i mamy sobie radzić.
Okay. Pojemność worka powiększyliśmy o pojemność największego plecaka, jaki ze sobą mieliśmy i problem został zażegnany.
9.png
W międzyczasie do Cyjana zadzwonił Mivak, że skończył zawody strzeleckie i chętnie do nas dołączy, jak podamy mu namiary na RV.
Świetnie się składało, bo byliśmy akurat w bezpiecznym miejscu. Tuż przy parkingu miejscówki „Mosty”, na który jest dogodny dojazd.
Można się było spokojnie napić i najeść, skoro czekaliśmy na kolejnego członka zespołu.
Gdy usiłowaliśmy podejść do drogi w celu spotkania, natknęliśmy się na inną ekipę, podążającą do punktu, gdzie zostawiliśmy swój pierwszy prezent.
10.png
Nie dostrzegli nas, a my po raz kolejny wycofaliśmy się pospiesznie w kierunku przeciwnym do kontaktu.

Na nowe miejsce spotkania obraliśmy kolejny punkt na mapie.
Dwie pieczenie przy jednym ogniu. Plus konieczność unikania kontaktu.
11.png
Niestety - najwidoczniej Św. Mikołaj się obraził za oddanie prezentu…

Od tej pory musieliśmy przywyknąć do nowej sytuacji.
Dołączył do nas piąty członek zespołu, ale przestaliśmy znajdować prezenty w odwiedzanych punktach : (
12.png
Mieliśmy cichą nadzieję, że to przejściowe problemy, gdy w punkcie 20 i 21 znaleźliśmy paczuszki. Niestety. To był definitywny koniec :frowning:

Postanowiliśmy nabić punktów fotografując jeszcze lokacje w nieodwiedzonej dotychczas części mapy. Mniejsza z tym, czy będą tam prezenty, czy nie.
Szło w miarę dobrze.
W miarę…
Pomiędzy punktem 27, a 28 niemal weszliśmy na przeciwnika.

My szliśmy drogą, przeciwnik po tej samej trasie, tyle że w przeciwną stronę i przesieką.
Odległość między nami nie przekraczała 10 metrów.
Nie jestem pewien czy nas widzieli, czy nie.
Zauważyłem ich w ostatniej chwili i natychmiast zaległem. Reszta ekipy była nieco oddalona ode mnie i zajęło kilka sekund, zanim zobaczyli mój sygnał i również zalegli.

Tak bliskiego spotkania się nie spodziewaliśmy…
Worek wypchany, teren otwarty. Strasznie niekorzystna pozycja na kontakt.
Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, 1ic z workiem wycofuje się na tyły, pozostali rozwijają szyk i frontują do przeciwnika, aby w razie potrzeby związać go walką i umożliwić ucieczkę dowódcy z cennym ładunkiem.

Ustawieni w pełnej gotowości do nawiązania kontaktu, kolejno rolowaliśmy w pierwotnym kierunku marszu, aż oddaliliśmy się na bezpieczną odległość unikając walki.
Podejrzewam, że przeciwnik był na podobnym etapie gry i nawet jeśli nas wykrył, nie ryzykował potencjalnych strat i również zastosował taktyczny odwrót.
Ale pewności nie mam.
13.png
Odnaleźliśmy punkt 28, udaliśmy się do 29. Po swoich śladach planowaliśmy wrócić i na azymut odhaczyć kolejny punkt.
Na wprost dostrzegliśmy kontakt.
Przeciwnik z karabinem snajperskim w ręku zajął pozycję za nasypem. Nie było wątpliwości – pora brać nogi za pas.
14.png
Ze względu na bardzo gęsty drzewostan w okolicach punktu nr 30, mieliśmy spory procent szans na skuteczne i bezpieczne dotarcie do niego, nadrabiając nieco drogi.
Idąc ostrożnie, skorzystaliśmy z dróg leśnych dookoła i przy pierwszej sensownej okazji, weszliśmy w przerzedzony las. Idąc na azymut szybko odnaleźliśmy cel marszu.
15.png
Potem się nieco zamotałem i w efekcie przegapiliśmy jeden z łatwych do odnalezienia punktów. Szliśmy drogą, poza punktem 32, który obskoczyliśmy idąc na azymut.
Po odnalezieniu punktu 34 szacowaliśmy, że zwycięstwo należy niewątpliwie do nas i nie ma sensu już ryzykować, kręcąc się po mapie.
Obraliśmy za cel parking, gdzie miała się zakończyć gra.
16.png
Oczywiście spodziewaliśmy się kontaktu pod wiaduktem.
Sami rozważaliśmy już na wstępie urządzenie zasadzki w tym miejscu…

Omówiliśmy oczywiście też plan pokonania tej przeszkody w bezpieczny sposób.
Zgodnie z prawem Murphy’ego, jak coś się miało nie udać, to oczywiście teraz.

Zamykający krzyczy „KONTAKT - TYŁ !!!” i zaczyna się bieg całej ekipy przed siebie.
Całkiem dobre tempo mieliśmy, (albo przeciwnikowi nie chciało się nas gonić), bo tuż przed najbliższym skrzyżowaniem nie było już potrzeby pędzić i można było przejść do marszu.
17.png
Nie może być gorzej, niż mieć przeciwnika na tyłku? Prawda?
Ależ owszem…
Po wejściu na skrzyżowanie widzę po prawej ostrą wymianę ognia pomiędzy dwiema grupami.
No i ponownie sygnał niewerbalny do reszty, że trzeba zagęszczać ruchy, bo przeciwnik z prawej.
I znów gonimy w stronę wiaduktu biegiem.

Tuż przed samym wiaduktem zwalniamy – mimo trzech wrogich ekip na plecach.
Wchodzę sam, skanując teren. I co?
Oczywiście zasadzka…
18.png
Będąc na otwartym terenie, niewiele mogliśmy zrobić.
Chłopaki przygotowali zasadzkę bardzo dobrze.

Popełnili jednak błąd przy przeszukaniu i wynikła dziwna sytuacja.
Po paru chwilach uznaliśmy, że mimo to w pełni zasłużyli na łup.
Oddaliśmy cały nasz dorobek i udaliśmy się na parking.

Można oczywiście dywagować na temat tego, czy i w jakim stopniu mogliśmy się zabezpieczyć przed utratą worka i pewnego zwycięstwa. Ale nie graliśmy o złote gacie…
Bawiliśmy się dobrze i dość lekko przyjęliśmy gorycz porażki na klatę.

PODSUMOWANIE

Wg Gumisia, który miał włączony tracking na telefonie, przeszliśmy łącznie 15-16 km.
Odwiedziliśmy 33 z 40 punktów na mapie.
Zebraliśmy 19 z 40 paczek.
Do ostatniego punktu przed wiaduktem, nikt nie został ranny ani nie zginął.
Ba – nikt nie wystrzelił nawet jednej kulki.
Daliśmy się zabić tuż przed końcem gry.

Czy mi się podobało? Owszem.
Klimat był fajny.
Teren niby znany, ale wcale nie było nudno. Ani przez chwilę.
Pogoda nawet dopisała.
Fabuła i mechanika nie były w żaden sposób zaskakujące – ale to ma chyba więcej zalet, niż wad.
Wiedziałem na co idę i nie zawiodłem się.

Tempo trzymaliśmy niezłe (ale nie mordercze), całkiem sprawnie się poruszaliśmy.
Błędów nawigacyjnych nie popełniłem dużo, ale trening, na którym mi zależało odbył się z korzyścią.
Mam swoje przemyślenia i pomysły na przyszłość.

Do ostatniego punktu przed wiaduktem, nikt nie został ranny ani nie zginął.
Ba – nikt nie wystrzelił nawet jednej kulki.
Daliśmy się zabić tuż przed końcem gry.

Aż mi się was szkoda zrobiło :neutral_face:

Niepotrzebnie :slight_smile:
Co niedzielę praktycznie można siać kompozytem bez ograniczeń.
Gdybyśmy byli jeszcze na takim etapie rozwoju w airsofcie, że liczy się wyłącznie strzelanie, to okazje ku temu były nawet i na tym scenariuszu.
Nasz wybór, jak poprowadziliśmy rozgrywkę.
Ja już na etapie wyboru repliki założyłem, że będzie to jeden z mniej istotnych elementów mojego wyposażenia.

Dorzucę swoje 3 grosze.
Na starcie zaczęliśmy zabawę łącząc się z kilkoma ekipami:
EAS
ALFA7 Goleniów
Najemna jednostka operacyjna
I trójka zajebistych gości: Robson, Piotrek oraz kolega szeregowy kucharz ( wybacz przyjacielu, zapomniałem imię:( )

Po początkowych problemach na starcie, związanych oczywiście z nawigacją, dość szybko zrozumieliśmy nasz błąd i skorygowaliśmy nasz plan działania. Jako iż po takiej koalicji było nas dość sporo (+/- 10os) postanowiliśmy podzielić się na 2 drużyny. W moment zdobyliśmy kilkanaście punktów lecz tylko na jednym udało nam się znaleźć prezent. Zrozumieliśmy, że ktoś przed nami skutecznie już wszystko wyczyścił I dalsze poszukiwania raczej niczego już nie przyniosą. Dogadaliśmy przez radio miejsce spotkania obu drużyn ( jeden z bunkrów na prochowni ) , i tam zaczęliśmy wcielać w życie PLAN B , po raz kolejny dzielimy się na dwie drużyny. EAS wraz z kolegą szeregowym nadal pozostają w terenie zaliczając kolejne zdjęcia i poszukując możliwie pozostałych prezentów, natomiast Najemni z Alfą i przyjaciółmi ( Robson, Piotrek ) udajemy się szykować zasadzkę w pobliżu wiaduktu. Dochodzimy na miejsce około godziny 13.20 . Wiedzieliśmy że nie tylko my mogliśmy wpaść na ten pomysł więc dzielimy się na 2 grupy rozpoznawcze i krok po kroku przeszukujemy teren. Po zameldowaniu iż wszędzie jest bezpiecznie następuje przygotowanie zasadzki, Najemni z Piotrkiem obsadzaja pozycje za mostem a reszta zostaje ukryta w lesie i patroluje teren by jak najszybciej wypatrzyć potencjalnych przeciwników . W międzyczasie co jakiś czas sprawdzamy drugie przejście w obawie że ktoś mógł wpaść na ten sam pomysł i za naszymi plecami będzie chciał je obsadzić. Po ponad godzinie na radiu słychać komunikat “kontakt”. Widzimy przeciwnika i odprowadzamy go wzrokiem monitorując sytuację. Na nasze nieszczęście ekipa zza mostu melduję o cywilu a w tym samym momencie do naszej pozycji zbliża się czujka przeciwnika. Cywil bezpiecznie opuszcza miejsce zagrożenia i przeciwnik zostaje wpuszczony w pułapkę. Zlote nerwy najemnych poskutkowały dopuszczeniem przeciwnika do siebie na około 20m, na radiu pada “Tampon bierz pierwszego” nie mijają 3 sekundy i zostaje otwarty ogień, z miejsca wróg traci 3 osoby, dwóm udało się wycofać lecz niestety tam już czekaliśmy na nich z Robsonem. Następuje przeszukanie słowne w stylu “kto ma prezenty?” I tutaj wyszło niedogadanie, nikt nam nie dał prawa do przeszukiwania rzeczy osobistych tudzież plecaków, sądziliśmy że słowne zapytanie wystarczy lub jeśli rozbijamy cała ekipę “Mikołaj” odlozy prezenty w miejscu gdzie dostał i nikt nie jest w stanie go uleczyć. Niestety od “chyba” wszystkich zapytananych słyszymy że nikt takowych nie posiada. Ok, czerwonego worka na wierzchu nie widać więc może sfrustrowana ekipa brakiem łupów wraca wcześniej na parking by tam zakończyć rozgrywkę. Puszczamy ich wolno w stronę respa. A my polujemy dalej, ponieważ po wcześniejszym rozpoznaniu wiemy o kolejnej ekipie zmierzającej do przejścia. Dostaje na radiu meldunek od tampona że wcześniejsza ekipa przyniosła i oddała cały wór prezentów. Nie wiem co zrobiliśmy źle przy przeszukaniu jednakże dziękuję z całego serca w imieniu naszej gromadki za piękny gest FAIRPLAY ! Szacunek ! :slight_smile: Sytuacja zmienia radykalnie obrót , mamy ilość prezentów która pozwala nam na zwycięstwo, dokładamy do nich swoje fanty A druga drużyna zalicza właśnie ostatnie fotki. Scena jak z bajek Disneya. Wywolujemy się wzajemnie z Bartkiem, meldujemy o wszystkim i nawolujemy do powrotu. Bezpiecznie docieramy do parkingu tym samym kończąc rozgrywkę chwilę po 15stej.

Chciałem bardzo podziękować w imieniu Alfy7, Najemnych, Easow I nowych przyjaciół za (napewno dla nas) bardzo udany scenariusz i mile spędzoną niedzielę na konkretnym spacerze :stuck_out_tongue: Jeszcze raz gratuluję uczestnikom i organizatorom . I przypominam o fairplayu jakim wykazała się ekipa BROSow I Bobera :slight_smile: Nic tylko brać przykład.

Pozdrawiam !!!